Dom Katherine Jones

Westchnęła.- A ty chciałbyś wymienić psa na chomika?- zapytała go.- Sokrates jest dla mnie ważny i tyle. Polubiłam go, nie mogłabym go teraz zostawić czy... zabić.- stwierdziła.

-Sado by go zabił, on lubi małe kotki. -zaśmiał się szczekliwie. On lubi tak jak ja je lobię.

Dobrze wiesz, że jeśli Sado zbliżyłby się do mojego kota, rozszarpałabym go na strzępy.- odparła.

-Nie dałby się tak łatwo, choć wiem, żebyś go zabiła. Polował ze mną. Sam też umie zabijać. -uśmiechnął się. Nie ma nic ładniejszego jak rozwścieczony pies przebijający gardło przeciwnika.

Twój pies ze mną nie miałby szans.- stwierdziła. Choćby nie wiem jak był dobry, nigdy nie będzie od niej szybszy czy silniejszy.

-Wiem, ale naszej dwójce byś rady nie dała. -powiedział pewny swego.

Nie byłabym tego aż taka pewna.- odparła. Psa pozbyłaby się szybko, jedynym problemem byłby wilkołak, a z nim miała jakieś szanse.

-Nie chcę się z tobą kłócić księżniczko.- powiedział spokojnie.

Księżniczko? A to ciekawe... Ropuszko ci się znudziło?- zapytała rozbawiona.

-I znowu zaczynasz. Przejęzyczyłem się kocurko dobrze?

Westchnęła.- Dobrze...- stwierdziła. Jak ona tego nie cierpiała.

-Co jak co, ale mam dość twojego domu. I tego pchlarza. Idę na plaże... idziesz? Bo jak mi się dobrze zdaje, chcesz wygrać zakład? -powiedział spokojnie wstając. Zabrał plecak i przewiesił go sobie na ramieniu

Głupi zakład...- Chętnie.- uśmiechnęła się sztucznie.- Poczekaj chwilkę..- powiedziała i pobiegła na górę do łazienki. Rozczesała sobie włosy i zbiegła na dół.- Dobra, możemy już iść.- stwierdziła.

-Chmmm a płaszcz? -chyba nie myśli, że slońce świeci, a ona przesiadywała w moim domu tylko dlatego, że sobie wymyśliła zgubne działanie słońca?

Westchnęła i odsunęła zasłonę z okna. Słońce nadal świeciło.- No tak..- mruknęła. Ona tego nie cierpiała, po prostu nie znosiła. Wzięła z szafy płaszcz i ubrała go na siebie, dokładnie go zapinając i zakładając kaptur. Założyła też glany.- No to teraz chyba możemy iść...- stwierdziła.

-Ale śmiesznie będziesz wyglądać w 27 st upał! -powiedział śmiejąc się. Wyszedł na oślepiające słońce.

Westchnęła i jeszcze bardziej naciągnęła kaptur na głowę. Wyszła w końcu.- No dobra, to chodźmy.- powiedziała i wyszła z ogrodu.

Weszła do ogródka. Podeszła powoli do drzwi. Wyjęła klucze z kieszeni. Zaczęła nimi kręcić, w starym zamku w drzwiach. Po paru sekundach wyjęła klucz z zamka białych drzwi i pociągnęła za klamkę. Weszła do salonu, razem z wampirzycą.- Zaraz przyjdę.- Powiedziała i poszła do łazienki. Zdjęła z siebie ciuchy i weszła pod prysznic. Odkręciła wodę. Potem wyszła i wytarła się ręcznikiem. Poszła do sypialni. Otworzyła szafę i wyjęła z niej ciemnofioletową bluzkę z długim rękawem i ciemne dżinsy. Ubrała się i zeszła na dół do Rairy.- Jeśli chcesz możesz skorzystać z łazienki.- Powiedziała, idąc w stronę kuchni. Znalazła miskę Sokratesa, włóczącego się po domu. Wyjęła z szafki jedzenie i nasypała trochę do miski. Kot od razu przybiegł i zaczął jeść. Ona poszła do salonu i usiadła na kanapie.

Weszła do salonu, razem z wampirzycą.- To Zaraz przyjdę.- Powiedziała i poszła do łazienki. Zdjęła z siebie ciuchy i weszła pod prysznic. Odkręciła wodę. Potem wyszła i wytarła się ręcznikiem. Okręciła się długim ręcznikiem. Wyszła z łazienki i krzyknęła -Pożyczysz mi na dzisiaj ubrań. Sukienka mi się zaplamiła. -zapytała. I rzeczywiście na brzuchu widniało parę rdzawoczerwonych plamek.

Jasne, weź co chcesz z mojej szafy.- Krzyknęła do niej.

Poszła do sypialni ostrożnie stąpając w kierunku szafy. Znalazła jakąś sukienkę. Poszła do łazienki. Przebrała się i zeszła na dół po schodach. Poszła do kuchni gdzie Kate zajmowała się kotem.